Vinply

Iwona Firmanty - wywiad - miłość kobiet biznesu

Opublikowane 16-01-2023



Miłość Kobiet Biznesu – rozmowa z Iwoną Firmanty

Wiedzą jak napisać prezentację dla prezesa, zrobić projekt budżetu na milion złoty, ale nie potrafią skomunikować się z mężczyzną, który im się podoba i nie jest ich podwładnym – o problemach w miłości z jakimi borykają się kobiety biznesu opowiada Iwona Firmanty psycholożka, socjolożka, trenerka biznesu, autorka książki „Jak upolować faceta”, założycielka firmy szkoleniowej Human Skills i projektu rozwojowego Sukces Kobiet Biznesu.

 

Z jakimi problemami w miłości borykają się kobiety biznesu, które przychodzą do Ciebie na sesje?

Miałam ostatnio taką pacjentkę. Świetna historia. Pracowałam z babeczką, która jest windykatorem. Jest i wygląda jak windykator. Była w relacji z partnerem w swoim wieku, też windykatorem. Coś im nie poszło, rozstali się. Pani zaczęła nad sobą pracować. Realizować swoje cele i potrzeby. Spotykałyśmy się kilka miesięcy. To były spotkania online z racji pandemicznych jeszcze historii i wakacji. Któregoś razu otwieram spotkanie, a tu niespodzianka. Na monitorze nie widzę Pani Windykator z wyprostowanymi włosami i garniturem pod szyje. Widzę kobietę, która ma pokręcone włosy, pierś z przodu, ładnie ubraną w kolorowe kwiatki. „Ania, to ty?” – pytam. Okazało się, że zaczęła odkrywać samą siebie.

I sprawiało jej to przyjemność.

Zupełnie inna osoba. Zupełnie inna energia. Jej marzeniem od dziecka było posianie własnego salonu SPA. Po stresującej pracy windykatora wracała do domu i robiła sobie kremy ekologiczne. Nikomu nic nie mówiła, wstydziła się. Całe życie otoczenie wmawiało jej, że kremy są niepoważne, żeby sobie dała z nimi święty spokój i skupiła się na tym, co daje pieniądze. W pewnym momencie, dziewczyna była przed 40-tką, zauważyła, że nie wychodzą jej relację z mężczyznami. A nie szły dlatego, że nie była sobą. Nie była spójna. W pewnym momencie powiedziała sobie: „Basta, coś tu gra”. Chodziła po różnych terapeutach, psychologach, w końcu przyszła do mnie. Trochę odwinęliśmy jej podszewkę, czyli pogrzebaliśmy w tych niezaopiekowanych tematach. Okazało się, że największą radość i frajdę sprawia jej to, co najbardziej zakopała. Na naszej sesji cały czas padało pytanie: „Co ci sprawia frajdę?”. To było dla niej irytujące.

Właśnie, a jak się dogrzebać do czegoś takiego?

Zacząć obserwować siebie i zadawać sobie pytania: „Wykonując jakie czynności (zawodowe i prywatne) nie czuję, że marnuję czas i energię?”, „O jakich czynnościach marzę w momencie w którym się stresuje?”,  „Czego nie odwlekam w czasie”, „Co leży gdzieś tam z tyłu głowy, ale niezrealizowane bo np. boję się opinii innych?”.

To działa?

Po dwu-czterotygodniowej praktyce ludzie zaczynają sobie uświadamiać czego potrzebują. Na tym polega praca coachingowa, którą wykonuję. Na odkrywaniu siebie. Pracując z pacjentem jako psycholog bardziej zjeżdżamy do piwnicy. Patrzymy co jest w fundamentach – czym są zalane, jakie grzybki tam rosną –  rzeczy często mniej przyjemne. Jak już zajrzałyśmy do tej piwnicy i jesteśmy siebie świadome, to nie siedzimy tam i nie krzyczymy, że świat jest zły. To nic nie da. Zjeżdżamy na chwilę, rozglądamy się, mówimy: „Dobra, tak to wygląda”, a potem wjeżdżamy wyżej. Jesteśmy tu i teraz. Mam wpływ na to, co będzie dzisiaj np. o 15:00. Mam wpływ na to, co będzie jutro. Nie mam wpływu na to, co było 10 lat temu. 

A co się stało z Panią Windykator? Odkryła siebie, założyła SPA i znalazła mężczyznę swojego życia?

Przez chwilę chciała być jeszcze lepszym windykatorem. 

Nie rozumiem. 

Chciała zarabiać jeszcze więcej jako windykator. I wtedy zadałam jej pytanie: „Wyobraź sobie, że jesteś roślinką. Jaką roślinką jesteś, w obecnym miejscu pracy?” Sama zaczęła odpowiadać: „Smutną, zwiędniętą”. Drugie zadanie brzmiało: „teraz wyobraź sobie, że jesteś u siebie w łazience i kręcisz krem. Jaką roślinką jesteś?”.

Czyli to jest powrót do takiego wartościowania – co jest dla ciebie ważne.

Tak. Bardzo często kobiety w biznesie, z którymi pracuje albo nie trafiają na właściwych mężczyzn albo nie wiedzą, co z nimi zrobić. Wiedzą jak napisać prezentację, zrobić milionowy projekt i budżet, ale nie potrafią skomunikować się z mężczyzną, który im się podoba i nie jest ich podwładnym. Często wchodzą w jakąś rolę. Nakładają maskę tej kobiety, które one uważają, że on chce. A to nie do końca tak jest. 

Mężczyźni, w większości przypadków, korzystają ze swojej intuicji. W czasach jaskiniowców, z całym szacunkiem dla dzisiejszych poglądów, celem mężczyzny było wyszukanie najlepszej zwierzyny. Jego nie będzie interesowała sarna przebrana w coś, albo ktoś przebrany za sarnę. Wyłapią, że coś jest na rzeczy. Ci fajni wyłapią. Ci nie-fajni, jeśli to wyłapią, to jeszcze z tego skorzystają w swoim interesie. Ten fajny sobie pomyśli: „O, to jest nie moja historia. To jest twoja zabawa. Ja dziękuję”. 

Jakiś jeszcze przykład z gabinetu?

Była raz u mnie Pani Prokurator. Przyszła z rekomendacji, z polecenia. Na pierwszej sesji była ubrana w garnitur niczym z PRL linia prosta, kołnierz pod szyję zapięty. W środku cudowna osoba. W wyniku sesji, już pod koniec, ona sobie sama dużo rzeczy uświadamiała przez serie pytań jakie się jej zadawało. Z takimi kobietami trzeba silnie pracować. Jak ktoś jest taki „ple, ple” albo taki „mięciutko, na spokojnie”, to one szarpią. Natychmiast. To jest wyniesione z życia zawodowego.

Jak się zmieniła?

Wystarczyła wizyta u krawca, u kosmetyczki, u fryzjerki. Wystarczyło przypomnienie sobie jakie ma pasje i hobby. Uświadomienie sobie, że kręcenie garnków z gliny nie jest czymś wstydliwym. Jeżeli to jest jej pasją, to nikomu nic do tego. Oczy zaczęły jej się świecić bo w środku zaczęło jej się świecić słońce do siebie samej. Pojawił się uśmiech. I ta sama kobieta, z tym samym ciałem, z tą samą posturą, trochę inaczej ubrana, ze świadomością swojej kobiecości, znalazła partnera.

A propos znajdywania partnera. W książce „Jak upolować faceta” piszesz o składaniu „zamówienia na mężczyznę”. Czy to nie brzmi ciut przerażająco? 

Często klientki mówią, że to hasło jest obdarte z miłości, obdarte z czary-mary. Ale to nie jest tak, że nagle spadnie ci anioł z nieba - stanie na marszałkowskiej i powie: „Cześć, jestem twój”. W większości przypadków rzeczywiście poznajemy się przez przypadek. W zależności od tego, gdzie będziemy – czy na portalach randkowych, czy na imprezie, czy na wystawie, czy na ulicy, czy w sklepie – poznajemy się przez przypadek. Na zajęciach, czy w książce rekomenduję podejście bardziej rekrutacyjne – zdefiniuj swoją grupę odbiorczą. Zastanów się jakie masz potrzeby i jak te potrzeby będziesz chciała łączyć z tą drugą osobą. Dopiero potem idź i szukaj sercem. Ale w tym miejscu, gdzie występują ci mężczyźni, którzy będą adekwatni do twojego świata. 

Ważne, żeby wiedzieć, czego się potrzebuje.

Tak. Bo i tak, jeśli ona już będzie w tym odpowiednim miejscu i tam będzie 10 panów, ubranych na czarno, schowanych za parasolką, to ona wybierze tego najbardziej pokręconego. Ale ona wybierze już serduszkiem. Zacznie się to, co jest maestrią relacji. Ale jeżeli ona będzie szukała w miejscach, gdzie nie ma dla niej odpowiedniej grupy odbiorczej z pozycji stanowiska, pasji, pochodzenia, czy kultury (bo dla każdej kobiety będzie ważne coś innego), to nic z tego nie będzie. Potem kobiety się poddają i narzekają, że na świecie nie ma fajnych facetów. A ja pytam: „No dobra, a gdzie szukałaś?”. To jest tak, jakby mężczyzna powiedział, że nie ma ryb w wodzie. No dobra, ale w którym akwenie? W basenie nie ma.

Czyli nie wolno się poddawać.

Często kobiety w biznesie, te bardziej vip, wkurzają się bo są nastawione na bardzo szybką realizację celów. Tutaj się nie da. Nie podgonisz roślinki, żeby szybciej kwiat wydała. Tutaj trzeba cierpliwości i konsekwencji. Trzeba trochę żab pocałować, żeby znaleźć królewicza. Z pierwszym nie wyjdzie, z drugim i one chcą zrezygnować, wylogować się z tego portalu. A ja mówię: „Poczekaj jeszcze chwilę. Jak będziesz miała najbardziej dosyć wszystkiego, pójdziesz w dresach do warzywniaka (ale nie tych starych, obsmarowanych i w kroksach – tylko w dresach podkreślających i budujących twoje poczucie pewności siebie), rzucisz włosem i będziesz miała radość w oczach, to stanie obok ciebie stworzenie, które powie: „Cześć”.

Fajne porównanie.

Tak to wygląda. Ja zupełnie niechcący się w tych tematach odnalazłam, ale z olbrzymią przyjemnością. Dużo dzieci powstało dzięki tej książce. 

Jaka była reakcja kobiet biznesu na pojawienie się książki?

Kobiety w biznesie wstydzą się tematu miłości. Jak książka się pojawiła, to miałam takie pytania: „Ale dlaczego? Dlaczego ten temat?”. 

Miłość kojarzy się z czymś niepoważnym.

Dla nastolatek. A potem okazuje się, że jak wchodzi temat miłości, to pojawia się smutek i rozpacz. Ludzie nie wiedzą jak budować relację. Płaczą, ale nie pójdą ani do psychologa, ani do coacha. Do dentysty pójdą jak ich ząb boli, albo aparacik wstawią jak zęby są krzywe, ale żeby pójść do psychologa? Nie ma mowy. 

Z jakimi problemami w relacjach borykają się jeszcze kobiety biznesu?

Jeżeli kobieta osiąga sukces zawodowy, jest tą kobietą vip, czyli często kobietą alfa, to jej życie prywatne jest specyficzne. Jeżeli ona nie zostawia tej swojej alfowej natury na wycieraczce i wchodzi do domu jako kobieta alfa, pojawiają się problemy w związku. Facet, którego ona pragnie (a one najczęściej pragną samca alfa), oczywiście będzie zainteresowany wartościową, fajną kobietą, ale rzadko się zdarza, że dwie alfy się dogadają. 

Jeżeli się dogadają to wtedy, kiedy samica alfa (w cudzysłowie oczywiście) wie, że jej tron ma być niżej, ale wie jak kręcić szyją, czyli być alfą nieoficjalnie. Tego trochę uczymy na sesjach. Albo chcesz być głównym dowodzącym i wtedy facet alfa będzie z Tobą walczył albo się podda albo Ci trzaśnie drzwiami.

Bo samiec alfa, wracając z pola bitwy, nie przychodzi do domu walczyć, tylko odpocząć. I większość kobiet też przychodzi do domu odpocząć, naładować baterię, pouśmiechać się, poprzytulać. Rzadko są ludzie tego świadomi bo potem życie się zmienia w świat płacenia rachunków, walki o źle postawione mleko w lodówce i braku uważności na swoje potrzeby. Wchodzą rozwody, rozpad związków, kochanki. I kobiety wchodzące w pracę, kobiety, które się nagle budzą bo sobie uświadamiają, że nie tylko kariera jest w życiu ważna. Ważne jest też życie chwilą, ładowanie baterii z robienia tego, co się chcę i lubi, trzymanie za łapkę tą drugą bliską osobą. Ale tego się nie da zrobić jeżeli dwie strony nie realizują swoich prywatnych i związkowych potrzeb. 

Jak wizerunek kobiet w biznesie wpływa na relację damsko-męskie? 

Często kobiety w biznesie albo ubierają się zbyt kobieco i wtedy nie są awansowane (bo pracodawca wychodzi z założenia, że po co ma ją awansować skoro taki piękny obraz ma w zespole), albo są nielubiane (bo wszystkie inne kobiety są rozdrażnione jej wyglądem), albo ubierają się w worki po kartoflach. Jeżeli kobieta w biznesie zaczyna się piąć na odpowiednich stanowiskach, to one często wydają konkretne pieniądze na ubrania. Ubrania są zbroją rycerską. Wracając do domu, taka kobieta powinna mieć świadomość, że musi mieć szafę biznesową i szafę dziewczyny prywatnej.

Jakiś przykład?

Miałam taką jedną agentkę, która musiała chodzić do pracy w garniturze z racji swojego stanowiska. Po powrocie do domu, zamykała się w łazience, odwieszała garnitur, ubierała dress z koronkowym napisem „pussy” na pupie i zawiązywała kitkę na głowie. Potem, wypsikana waniliowym zapachem, otwierała drzwi i krzyczała: „Pysiu, wróciłam”. Chłop zaczął się uśmiechać, ona zaczęła się uśmiechać. Znowu pojawiło się czary-mary w nocy. Wystarczyło tylko takie przełamanie.

Czasem niewiele trzeba.

Był taki projekt: „Sukces Kobiety Biznesu”. Pojechałam do jakiejś firmy szkolić panie z pewności siebie i wizerunku w biznesie. A zawsze podczas szkoleń pozwalam sobie na takie małe dygresje. Kobiety w to strasznie idą. Jest taka zasada siedmiu piżamek. Zazwyczaj kobiety ile mają piżamek?

A trzeba mieć siedem?

Siedem, a nawet i więcej. U mężczyzn nasza piżama jest jak nasz strój. Jeżeli kobieta każdego dnia kładzie się w tym samym, to tak jakby chodziła ciągle w jednej sukience do pracy. Są piżamki jedwabne, koronkowe, może być koszulka z głupimi napisami jak dla nastolatki, ale odpowiednio wycięta, może być na golasa, może być w jego koszuli za jego zgodą. Jeżeli kobieta chce rozgrzać atmosferę łóżkową, to musi zacząć od zmiany piżamek. 

Prowadzę szkolenia dla poważnych babek. I te poważne babki często się śmieją: „Ale Iwona, mi będzie zimno w nocy”. Kurde, a do czego Ty masz tego chłopa? O to właśnie chodzi, żebyś powiedziała: „Misiu, zimno mi. Daj swoje ramionko.” Ona się dziwią i pytają: „Serio?”. No serio. A potem przeskakujemy na temat: „Jak zrobić prezentację biznesową dla prezesa”.

Zdrowy balans.

Po jednym szkoleniu, w jakiejś mniejszej miejscowości, kobiety poszły do najbliższego sklepu bieliźnianego i wykupiły wszystkie piżamki jakie były. Potem jak kolejna wchodziła do sklepu to ekspedientka pytała: „Czy pani jest z tego szkolenia?”. Wróciłam do nich pół roku później na inne szkolenie i zapytałam: „Dziewczyny, jak tam piżamki?”. Niektóre pamiętały, niektóre nie. I wtedy od razu zanika czary mary. 

 

Czytaj więcej